Ze strefy mroku do światła.

 


  


 Był taki czas w moim życiu, który nazywam „strefą mroku”. Kiedy po latach wszelkich życiowych sukcesów, latach siły i zrealizowanych marzeń, zaczęłam spadać w dół, jak samolot, któremu odpiłowano skrzydła. Ten lot zaczął się powoli, niepostrzeżenie, bo nie umiałam wówczas rozpoznać momentu, w którym diabeł zaczął wiercić dziurkę po dziurce w mojej głowie. Depresja, ulubiona broń diabła. Łapie w jej sidła i nie chce wypuścić. Próby samopomocy w postaci budującej, psychologicznej lektury nie działały już jak dawniej. Poczułam również, że tzw. medycyna niekonwencjonalna tez już nie jest dla mnie. I słusznie, bo stosowana przez wiele lat, po to by utrzymać jak najdłużej moje ciało w sprawności i oddalić wózek inwalidzki, zbyt mocno zawędrowała w świat ezoteryki. Świat, którego nie powinnam odwiedzać, bo niemalże mnie zniszczył. Wizyty u psychologa również były nietrafionym pomysłem lub sami psycholodzy. Po kilku wizytach okazywało się, że nie widzą tak naprawdę problemu, który mnie zjadał od środka. Mój uśmiech przeczył moim słowom. No cóż, jakoś nie potrafiłam mimo wszystko chodzić zgarbiona i zapłakana i jak stwierdziła jedna z terapeutek: „z takich ludzi, jak pani inni powinni brać przykład”. No tak, taki ewenement, uśmiechnięty wózkowicz...Natomiast, kiedy dopadała mnie rozpacz, otrzymywałam porady, które działały na mnie, jak płachta na byka, słowa: weź się w garść, musisz się pozbierać, przestań się użalać itd. itp.

  A przecież pomoc i wsparcie były na wyciągnięcie ręki. Bóg, kochający i cierpliwy Ojciec. Pamiętam, jak dziś moje rozpaczliwe wołanie o pomoc, po którym zaczęła się prawdziwa bitwa o mnie. Bóg użył wszystkich najlepszych i najskuteczniejszych metod. Pokazał mi, jak ogromna jest Jego miłość, którą darzy każde swoje dziecko, a na to zagubione patrzy z wyjątkową troską. Dużo czasu mi zajęło zrozumienie tego i pełne zaufanie, ale robiłam kroczek po kroczku w stronę Boga, ale niestety czasami czułam, że się cofam. Miałam wrażenie, że jestem na emocjonalnej pustyni, na której nie widziałam i nie słyszałam Ojca. Ale On był i jest i działa na swój najmądrzejszy sposób i nie pozwala mi siebie szantażować moją niecierpliwością i brakiem zaufania.

  Aż w pewnym momencie, kiedy w bezsilności się poddałam i powiedziałam: Jezu, Ty mnie prowadź, już nie mam siły się szamotać, poczułam zmianę. Byłam w moim ulubionym sklepie ogrodniczym i odczułam zupełnie inną obecność. Obecność spokoju i radości, takiej prawdziwej, nie na pokaz. Obejrzałam się i nie znalazłam moich starych towarzyszy, smutku, samotności, wewnętrznego, nieustannego, gniotącego bólu. We mnie prawdziwie zamieszkał Jezus! Jeszcze trochę czasu upłynęło zanim moja modlitwa była nie tylko prośbą, ale przede wszystkim uwielbieniem Boga i dziękczynieniem. Dziękczynienie przychodziło mi łatwiej, im częściej dziękowałam za drobne rzeczy w moim życiu i zaczęłam analizować przeszłość, w której raptem odkrywałam ciągłą opiekę i obecność Boga. I to, że kiedy diabeł podstawiał mi nogę, bym się wywaliła, Bóg podtrzymywał mnie silnym ramieniem.


  Kiedy ktoś mnie pyta, jak odnaleźć i poznać Boga, odpowiadam jedno: zacznij z Nim rozmawiać i czytać Słowo, jakie ma dla nas. To w Biblii jest wszystko, czego potrzebuje nasz duch, dusza i ciało. Nawet jeżeli na początku czytamy ją, jak gazetę, jak zbiór historii, opis epoki, życia innych ludzi, to jeśli będziemy wytrwali i cierpliwi, nasz duch zostanie rozbudzony, a każde Boże Słowo zacznie w nas wpadać, jak ziarno w glebę i w pewnym momencie zakiełkuje i urośnie. Stanie się wielkim drzewem zasilanym przez żywą wodę i moc Ducha Świętego. W Słowie odnajdziemy prawdziwą miłość, zaufanie, prawdę, siłę, jakich nie da nam nic i nikt, kto pochodzi z tego świata. I kiedy sama widzę obok mnie kogoś, kogo diabeł atakuje depresją, nie używam sloganów typu „weź się w garść”, tylko weź broń, jaką jest Słowo i modlitwa, a jeśli nie umiesz tego zrobić poproś kogoś, kto nauczy Cię robić pierwsze kroki, a potem sam będziesz mógł latać z Duchem Świętym i burzyć zalążki warowni, jakie z twoich myśli próbuje budować diabeł. Mistrz kłamstwa, przewrotności, który do jednej smutnej myśli doklei następną. Naucz się poddawać wszystkie swoje myśli w posłuszeństwo Jezusowi. Chwyć się Bożego Słowa, jak koła ratunkowego, bo jest pełne Bożych obietnic dla nas i naszego życia. Boże plany są zawsze dobre i tylko dobre.


Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Hbr 4,12

Gdyż oręż naszej walki nie jest cielesny, ale z Boga, i ma moc burzenia twierdz warownych;

Obalamy rozumowania i wszelką wyniosłość, która powstaje przeciwko poznaniu Boga, i zniewalamy wszelką myśl do posłuszeństwa Chrystusowi; II Kor 10:4-5



Komentarze

Popularne posty